Karol PantelewiczUniwersytetowi zawdzięczam dwa wyjątkowe spotkania.
Karol Pantelewicz kończy obecnie dziennikarstwo na UW – będzie wkrótce bronił pracę magisterską pt. „Piktorializm jako ilustracja problemu realizmu w fotografii”. Jednocześnie studiuje w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pisze krótkie opowiadania i fotografuje. Z jego studiami na uniwersytecie, a także dziadkiem i pradziadkiem, związana jest pewna nieoczekiwana historia.
*
W dziecięcych planach nigdy nie wiązałem swojej przyszłości z Warszawą — pochodzę z Krakowa i znalazłem się tu tak zwanym zrządzeniem losu. Na pierwszym albo drugim roku studiów na uniwersytecie wybrałem ciekawy „ogun” o ikonie prawosławnej. Dziadek był prawosławny i chciałem się dowiedzieć czegoś o jego kulturze (z dzieciństwa pamiętam jedynie sporadyczne wizyty w krakowskiej cerkwi przy Szpitalnej, gdzie dziadek prowadził chór). Przygotowując referat zaliczeniowy, poprosiłem współprowadzącego zajęcia, młodego doktoranta, o rozmowę. Umówiliśmy się w BUW-ie:
– Twoja rodzina pochodzi z kresów? – zapytał na wstępie.
– Tak.
– A czy może z Brześcia? – pytanie było już niebezpiecznie konkretne.
– Tak…
– A czy twój pradziadek był adwokatem i prowadził w Brześciu chór cerkiewny?
–Tak!
Vitali Michalczuk, ów młody doktorant, poznał mnie po nazwisku, choć nigdy wcześniej o sobie nie słyszeliśmy i nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu. Zarówno mój pradziadek, jak i dziadek prowadzili cerkiewne chóry. Pradziadek Vitalego także. Nasze rodziny się znały i lubiły. Były członkami małej inteligenckiej brzeskiej społeczności. Wojna je rozdzieliła, a my, prawnukowie, spotkaliśmy się po latach na uniwersytecie!
Podczas wojny mój pradziadek zginął w hitlerowskim więzieniu, a dziadek musiał przerwać studia. Po wojnie dokończył je w Krakowie, poszedł w ślady ojca i stał się znanym adwokatem i, za sprawą swojego czaru, lubianą w środowisku osobą (jako dziecko nie lubiłem chodzić z nim na spacery — byłem wstydliwy, a dziadka wciąż zaczepiali kolejni znajomi). Teraz, będąc magistrantem, mam świadomość, że i ja również poszedłem w ślady dziadków, studiując na Uniwersytecie Warszawskim.
Uniwersytetowi zawdzięczam dwa wyjątkowe spotkania — z ikoną, za sprawą dr Iriny Tatarovej, i z Vitalim. Vitalemu wraz z rodziną — gościnę w Brześciu i zapełnienie białych plam w rodzinnej historii.