Klub Absolwentów UWłączymy, inspirujemy i angażujemy

Piotr Dyczek

Jako archeolog inaczej patrzę na upływ czasu. Praca naszego zespołu polega głównie na tym, że staramy się ustalić datę powstania różnych przedmiotów. Margines pomyłki jest ogromny – z reguły jest to 20 lub 30 lat, ale zdarza się, że mylimy się o całe tysiąclecie. Gdy uzmysłowimy sobie, ile to jest tysiąc lat pomyłki w stosunku do długości ludzkiego życia, zaczynamy się zastanawiać nad swoim własnym istnieniem. Na przestrzeni dziejów wyglądamy jak drobny, ledwie dostrzegalny pyłek. Ale rzeczy badane przez archeologów dają zarazem świadectwo ważnym osiągnięciom naszej cywilizacji. Archeologia pozwala więc zrozumieć, jak kruchą, a równocześnie potężną istotą jest człowiek.

Profesor Piotr Dyczek, archeolog klasyczny, autor ponad 200 prac naukowych i szef kilku ekspedycji archeologicznych, jest nie tylko wykładowcą, lecz także absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego. Choć może się to dzisiaj wydać niewiarygodne, początkowo Profesor Dyczek wcale nie planował zostać archeologiem – w młodości ciągnęło go raczej w stronę gwiazd niż ziemi i dlatego marzył o tym, by zająć się astronomią. To właśnie za sprawą swojego zainteresowania kosmosem z Uniwersytetem Warszawskim związał się zresztą na długo przed rozpoczęciem studiów:

Gdy miałem 10 lat, dyrektor jednej z kolonii, na które wtedy jeździłem, dał mi adres wybitnego astronoma, Profesora Zona, z którym przyjaźnił się jeszcze w czasach wojny. I ja, jako taki mały bajtel, toczyłem z Profesorem uczone dysputy listowne. Było to zabawne, bo gdzie on, a gdzie ja… Korespondowaliśmy właściwie do jego śmierci, omawiając moje wiekopomne idee dotyczące wszechświata i planet… Zawsze miałem zresztą ciągoty do przedmiotów ścisłych, uczestniczyłem w różnych olimpiadach na poziomie wojewódzkim. Z chemii, z fizyki i z matematyki.

Skąd wziął się więc pomysł, by zostać archeologiem?

Na moje szczęście lub nieszczęście miałem bardzo upartą panią od historii, która chciała, żebym poszedł na historię. Ja się przed tym broniłem rękami i nogami, więc ona wymyśliła, że jest taki fajny kierunek: archeologia śródziemnomorska.

Jak sam przyznaje, na początku nie do końca mu to odpowiadało. Interesowało go działanie, wyjazdy w teren, poznawanie nowych miejsc, tymczasem na archeologii trzeba było najpierw spędzić mnóstwo czasu na czytaniu. Wybór dyscypliny humanistycznej oznaczał też długą i żmudną drogę kariery naukowej.

W humanistyce trzeba przeczytać niebotyczną liczbę książek, żeby wypracować jakąś syntezę. W naukach ścisłych jest o tyle łatwiej, że człowiek zajmuje się jednym eksperymentem i odwrotnie – ten eksperyment poszerza uzyskane wcześniej informacje. Jednak na dobrą sprawę, jeśliby się tak naprawdę uprzeć, to nie jestem pewien, czy fizyk zajmujący się laserami albo cząstkami elementarnymi w ogóle musi wiedzieć, jakie są prawa Newtona. Natomiast w humanistyce ten przeskok nie jest możliwy, trzeba zarzucić sieć bardzo szeroko, żeby złowić rybę.

Pierwsze doświadczenia praktyczne Profesor Dyczek miał okazję zyskać stosunkowo wcześnie. Już po drugim roku studiów wyjechał na wykopaliska do Bułgarii, zaczynając tym samym karierę archeologa. Praktyki wykopaliskowe zaproponowała mu prof. Ludwika Press, wybitna znawczyni epoki brązu.

Gdy przyjechałem do Novae w Bułgarii, od razu poczułem się tam jak w domu – Rzymianie mówili w takich przypadkach o genius loci, dobrym duchu miejsca, opiekuńczej sile, która sprawia, że jest ono jedyne w swoim rodzaju. Miałem ochotę po prostu ubrać kapcie i się rozgościć. Oczywiście nie było to możliwe, mieszkaliśmy w namiotach, było jedno ujęcie zimnej wody, dwupalnikowa maszynka elektryczna i zielony domek, który służył do innych celów. Nieopodal mieścił się lasek, w którym prowadziliśmy wykopaliska. Atmosfera była niesamowita.

Po studiach Pan Profesor postanowił jednak zrobić sobie krótką przerwę od archeologii. Ukończył podyplomowe studium dziennikarstwa, prowadził audycje w Polskim Radiu, ale ostatecznie zrobił doktorat z archeologii klasycznej. Z czasem jego zamiłowanie do tej dziedziny stawało się coraz silniejsze. Dostrzegał nie tylko jej wyjątkowość, lecz także powinowactwa z naukami ścisłymi, którymi interesował się od najmłodszych lat:

Archeologia jest bardzo bliska fizyce i chemii, choć nie jest nauką ścisłą w klasycznym sensie. Z kolei od innych dyscyplin humanistycznych różni się tym, że jest nauką zespołową i wymaga szczególnej infrastruktury. Najpierw trzeba sformułować hipotezę badawczą, ustalić, czego w ogóle się szuka. Potem montuje się zespół i podejmuje mnóstwo ważnych decyzji. Pracujemy na wielkich obszarach, to są często dziesiątki hektarów, kopie się na bardzo duże głębokości, warunki są iście spartańskie i nie można sobie pozwolić na wielkie pomyłki. To jest ogromna odpowiedzialność – wybranie konkretnego miejsca wiąże się z decyzją, czy jest ono istotne z naukowego punktu widzenia, czy w ogóle można tam zorganizować wykopaliska itd. Każda pomyłka to zmarnowane wielkie pieniądze i czas. Bardzo ważny jest też wymiar emocjonalny – trzeba kochać swoje stanowisko.

Podczas kolejnych podróży do Bułgarii Profesor Dyczek szlifował swój warsztat archeologiczny, dokonywał pierwszych ważnych odkryć i powoli stawał się samodzielnym badaczem. To właśnie tam miał miejsce jeden z przełomowych momentów w jego karierze naukowej:

Odkopując jakąś późnoantyczną budowlę w Novae, natrafiliśmy na dziwne, paralelnie biegnące mury. Było to dość głęboko, chyba na sześciu metrach. Rozpoczęła się wielka debata z profesorami. Początkowo było założenie, że są to baraki wojskowe, bo to był obóz wojskowy, teza relatywnie dość banalna, w końcu to jasne, że w twierdzy legionowej muszą być baraki. Ja zacząłem snuć swoje własne koncepcje, a tak się złożyło, że wcześniej wpadła mi w ręce pewna niemiecka książka o zabudowie różnych twierdz legionowych. Wykombinowałem sobie, że ta budowla to nie jest żaden barak, tylko szpital wojskowy, po łacinie valetudinarium. Bardzo się upierałem, że tak jest i ostatecznie wyszło na moje. Okazało się, że odkryliśmy jedyny tak dobrze zachowany szpital wojskowy w całym Imperium Rzymskim, co budzi ogólne zainteresowanie, bo zachowały się nie tylko mury, ale też część wyposażenia i ścienne ozdoby.

Ekspedycją w Novae kierował początkowo prof. Kazimierz Majewski, a następnie prof. Press, która na początku lat dziewięćdziesiątych odeszła na emeryturę. Wówczas jej miejsce zajął młody doktor Piotr Dyczek, który z czasem uzyskał kolejne stopnie naukowe i zaczął prowadzić wykopaliska w Rosji (Tanis), Czarnogórze (Risan) i Albanii (Szkodra). Jego pasją stała się archeologia iliryjska, badania archeologiczne nad dziedzictwem Ilirów, starożytnego ludu indoeuropejskiego zamieszkującego Półwysep Bałkański, podbitego przez Rzymian w I w. p.n.e. W 2007 r. kierowana przez Profesora jednostka została przekształcona w Ośrodek Badań nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej. Dzisiaj dokonania tego zespołu badawczego cieszą się szerokim uznaniem na całym świecie.

 

opracował Jan Burzyński

Zapraszamy do obejrzenia wystąpienia Piotra Dyczka pt. „Po co nam archeologia?” podczas konferencji  „Jestem z UW” zorganizowanej w ramach Światowego Zjazdu Absolwentów UW (maj 2016). 

Ta strona wykorzystuje ciasteczka ("cookies") w celu zapewnienia maksymalnej wygody w korzystaniu z naszego serwisu. Czy wyrażasz na to zgodę?